| GW/74
    1998/03/28-1998/03/29, str. 1, wyd. BIB
 ANDRZEJ
    SZCZYPIORSKI
 Rys. Janusz Stanny
 
 GW/74 1998/03/28-1998/03/29, str. 10, wyd. BIB
 
 SWIATECZNA PUBLICYSTYKA
 
 
 Marzec i Polacy
 ---------------
 
 Przez lata powtarzalem sobie, ze w 1968 roku to nie Polska
 polskich Zydow wygnala, tylko Moczar i jego poplecznicy,
 gomulkowska dyktatura.
 
 Dzisiaj mam inny poglad.
 
 Nie mozna udawac, ze spoleczenstwo nie mialo wtedy nic do
 powiedzenia, skoro tak wielu bratalo sie nawet z bezpieka, byle
 tylko ulzyc swym resentymentom i fobiom - pisze ANDRZEJ SZCZYPIORSKI.
 
 
 (I) Dobrze zapamietalem marzec 1968 roku i jego nastepstwa.
 Nie tylko dlatego, ze stanowil decydujaca cezure w mojej
 politycznej edukacji i po latach glupiego zachwytu, jaki zywilem
 dla osoby Gomulki oraz przemian pazdziernikowych - uczynil ze mnie
 dysydenta.
 
 Nade wszystko dlatego, ze dopiero wtedy zrozumialem, na czym w
 Polsce polega radykalnie prawicowe myslenie i dzialanie w zyciu
 publicznym.
 
 Sznyt, frazeologie i falszywy patos naszych nacjonalistow znalem
 do tamtych czasow tylko ze slyszenia, bo moja pamiec
 przedwojennego chlopca nie zachowala politycznych wspomnien.
 
 W marcu 1968 r. nie moglem tez przypuscic, ze ta nowa wiedza o
 radykalnej prawicy okaze sie tak na czasie po 30 latach.
 
 Widac z tego, ze zycie zawsze kryje w sobie zdumiewajace zagadki.
 
 Dzis bowiem znowu slychac tu i owdzie belkot marcowy, a dudnienie
 podkutych butow wygolonych palkarzy, ktorzy sie wlocza czasem po
 ulicach naszych miast, do zludzenia przypomina tamte zlowieszcze
 kroki "oburzonej klasy robotniczej", ktora szla sie rozprawiac ze
 studentami, a takze z kazdym myslacym czlowiekiem, ktory sie jej
 nawinal pod pale.
 
 
 
 (II) Przez wiele lat sadzilem, ze Marzec przygotowali i
 kunsztownie przeprowadzili moczarowcy z bezpieki oraz zwiazane z
 nimi srodowiska partyjne.
 
 Byl to poglad wygodny, wskazywal winnych i rozgrzeszal niewinnych,
 co zawsze ma wplyw blogoslawiony na nasz spokoj ducha.
 
 Jednakze, po namysle, ktory trwal dosc dlugo, bo lata cale,
 doszedlem do przykrego wniosku, ze bylem zbyt prostoduszny.
 
 Czyniac generala Moczara jedynym odpowiedzialnym za cala te hanbe,
 ktora do dzis ciazy na imieniu Polski, okazywalem dwuznaczna
 tolerancje innym uczestnikom wydarzen.
 
 Budowalem misterna konstrukcje usprawiedliwien, powtarzajac sobie
 jak zaklecie, ze to nie Polska polskich Zydow wtedy wygnala, ale
 Moczar i jego poplecznicy, gomulkowska dyktatura komunistyczna.
 
 Dzisiaj mam troche inny poglad.
 
 Nie da sie ukryc, ze sprawia on bol.
 
 
 
 (III) Powojenna historia Polski wcale nie byla jednolita, jak
 to nam wmawiaja niektorzy rzecznicy dekomunizacji, ktorym tego
 rodzaju uproszczenia pozwalaja latwiej obejsc sie z cala
 przeszloscia.
 
 Takze wlasna.
 
 Polska powojenna miala rozmaite rozdzialy historii.
 
 W tamtym panstwie dochodzily do glosu zarowno doktrynalne, jak i
 pragmatyczne postawy polityczne, a metody rzadzenia bywaly rozne.
 
 Tylko osoby naiwne lub obludne sadzic moga, ze Polska w roku 1945
 byla taka jak w roku 1955, a w roku 1968 taka jak 20 lat pozniej.
 
 Oczywiscie w calym okresie powojennym, az do roku 1989, panstwo
 polskie bylo niesuwerenne.
 
 Wszystkie rzady dyktatury komunistycznej, bez wzgledu na ich
 frazeologie i metody dzialania, podlegaly moskiewskiej kurateli.
 
 Lecz los narodu inny byl w czasach Bieruta, Gomulki, pod rzadami
 Gierka czy Jaruzelskiego.
 
 Inny byl takze w roznych okresach powojennej historii rodzaj
 zaleznosci od moskiewskiej centrali, metody walki z opozycja,
 stopien swobod obywatelskich, znaczenie opinii publicznej, rola
 Kosciola.
 
 Mysle, ze duzo juz o tamtych czasach napisano, a historycy
 dokonali wielkiej pracy badawczej, lecz wciaz jeszcze nie mamy
 pelnej i rzetelnej analizy dlugiego przeciez okresu dziejow
 narodowych, kiedy Polacy rozwijali sie w ciezkich, niekiedy
 morderczych warunkach dyktatury komunistycznej, ale przeciez
 jednak sie rozwijali, jednak sie zmieniali, stawali sie coraz
 bardziej samodzielni, krytyczni, zdecydowani, aby na koniec tamten
 system nie tylko mozolnie oslabiac i zmieniac, ale go raz na
 zawsze obalic.
 
 I
    to jest takze wazna przeslanka mojej oceny wydarzen marcowych.
 
 Uwazam, ze za rok 1968 nie tylko partia jest odpowiedzialna. Nic
 nie usprawiedliwia wybuchu antysemickiej fobii, bez ktorej Moczar
 nie moglby prowadzic gry o wladze.
 
 Przypisanie odpowiedzialnosci tylko pewnej grupie w PZPR, co sam
 czynilem przez dlugi czas, jest proba nieuczciwa, bo pozwala
 udawac, iz spoleczenstwo nie mialo wtedy nic do powiedzenia.
 
 W perspektywie historycznej na pewno mozemy sie uwolnic od
 odpowiedzialnosci za to, co sie w kraju dzialo bezposrednio po
 wojnie.
 
 Wtedy spoleczenstwo rzeczywiscie nie mialo wplywu na bieg wypadkow
 i nie ono podejmowalo decyzje o losach Polski. Kraj w pierwszym
 dziesiecioleciu powojennym byl w strasznej opresji, a ludzie,
 ktorzy wowczas decydowali, tylko w niewielkim stopniu czuli sie z
 Polska zwiazani, byli bowiem funkcjonariuszami miedzynarodowego
 komunizmu i marionetkami Stalina.
 
 Ale po roku 1956 sytuacja zmienila sie ogromnie. Nie bylo juz na
 czele polskiej armii i polskiej bezpieki sowieckich oficerow, nie
 bylo sowieckich doradcow w ministerstwach i instytucjach
 centralnych, nie bylo na co dzien sowieckiego dyktatu w polityce,
 gospodarce i kulturze.
 
 Wtedy w Polsce juz Polacy rzadzili, a ludzie skupieni wokol
 Gomulki, nade wszystko zas on sam, mieli prawo sadzic, ze ich
 wladza zostala przez wiekszosc spoleczenstwa uznana i
 zaakceptowana.
 
 Przeciez malo kto w calej naszej
    historii mogl sie powolywac na
 tak mocne poparcie narodu jak Gomulka w ciagu kilku lat swych
 rzadow po przelomie pazdziernikowym.
 
 W tym wiec sensie Marzec '68 to byla juz calkiem inna epoka.
 
 Polacy czuli sie w znacznym stopniu panami we wlasnym kraju, wbrew
 temu, co sie dzisiaj tu i owdzie opowiada.
 
 Partia skladala sie wtedy w ogromnej wiekszosci z ludzi, ktorzy
 dopiero po wojnie do niej przyszli.
 
 Przychodzili zatem do partii sprawujacej wladze.
 
 Dawala ona swoim ludziom znaczne profity, nie tylko udzial w
 rzadzeniu, takze wieksze mozliwosci zawodowe oraz dostep do
 rozmaitych przywilejow.
 
 To sporo wyjasnia, jesli idzie o rewolte dolow PZPR wobec
 owczesnej gory partyjnej, obarczonej rzekomym syjonizmem, pozwala
 takze zrozumiec zacieklosc antysemicka czesci aktywu, bo ona byla
 motywowana apetytem na stanowiska czy mieszkania, ktore odbierano
 wypedzonym Zydom.
 
 Ale zaden aktyw, zaden aparat, zaden Moczar nie byliby tego w
 stanie przeprowadzic bez przyzwolenia pewnej czesci spoleczenstwa,
 bez wspoludzialu ludzi, ktorzy w nagonce uczestniczyli, choc sami
 z niej zadnych profitow nie wyniesli, a nawet przeciwnie, bo
 przeciez Marzec wzmacnial totalitarne skrzydlo wladzy
 komunistycznej, co juz wtedy widac bylo golym okiem.
 
 A jednak znalazlo sie wielu ludzi, ktorzy wtedy przylaczyli sie do
 Moczara i jego dzikiej nagonki, nie tylko przeciw Polakom
 pochodzenia zydowskiego wymierzonej, lecz przeciw calej warstwie
 oswieconej naszego spoleczenstwa.
 
 Rok 1968 dlatego stal sie rokiem hanby, ze tylko niewielu ratowalo
 wtedy godnosc kraju, a wielu te godnosc deptalo.
 
 
 
 (IV) W miare jak plyna lata, coraz mocniej jestem przekonany,
 ze nasze spoleczenstwo, inaczej niz inni Europejczycy, w tym
 takze Niemcy, po dzis dzien nie przezylo do konca tragedii Zydow,
 a zatem takze do konca nie pojelo Holocaustu i sensu tej zbrodni
 dla nas samych.
 
 Przez lata cale gnebilo mnie pytanie, skad sie bierze
 powierzchownosc, zdawkowosc, plytkosc naszego przezycia w obliczu
 tamtego dramatu? Dlaczego Holocaust nie stal sie wielkim wstrzasem
 duchowym dla Polakow, tak jak sie to zdarzylo w calej niemal
 Europie i Ameryce?
 
 Moze trzeba szukac odpowiedzi na te pytania w bardzo dawnej,
 dawnej, a takze calkiem niedawnej przeszlosci?
 
 Polacy zyli z Zydami pod jednym niebem przez cale stulecia, i zyli
 wzglednie porzadnie.
 
 Antysemityzm w dawnej Polsce oczywiscie byl, tak jak wszedzie w
 Europie, za sprawa Kosciolow chrzescijanskich, bo przeciez Luter
 byl takim samym wrogiem Zydow jak owczesni papieze w Rzymie.
 
 Ale antysemityzm w czasach szlacheckiej Rzeczypospolitej byl dosc
 gnusny i kaprysny, bardziej chyba pyskaty, niz czynnie w Zydow
 wymierzony.
 
 Nie sadze, aby fakt, ze zylo sie im wtedy lepiej u nas niz we
 Francji czy Niemczech, mial swiadczyc o szczegolnej lagodnosci i
 wyrozumialosci polskiego charakteru, bo zadnych dowodow na to nie
 ma.
 
 Lecz przestrzen kraju byla ogromna, nikt nie narzekal na ciasnote
 i nikt nikomu przez ramie do garnka nie zagladal, jak na zachodzie
 Europy.
 
 Wladza owczesnego panstwa polskiego byla slaba, magnaci robili, co
 im sie podobalo, a interes szlachty polskiej nie byl sprzeczny z
 interesem Zydow.
 
 To sie zmienilo w polowie XIX wieku i wtedy Polska stala sie mocno
 antysemicka, moze nawet bardziej niz inne owczesne kraje Europy.
 
 Polacy wlasnego panstwa juz nie mieli, wiec pragneli trzymac sie
 solidarnie i oddzielnie, a kazda obcosc wydawala sie im strasznym
 zagrozeniem dla osaczonej polskosci.
 
 Kraj byl juz wtedy bardzo biedny, a obecnosc Zydow na ziemiach
 etnicznie polskich ogromna.
 
 Ich aktywnosc ekonomiczna z roku na rok stawala sie grozniejsza
 dla zywotnych interesow ludnosci polskiej.
 
 Wtedy tez coraz wieksza role w krzewieniu antysemickich uprzedzen
 i postaw odgrywac poczal Kosciol katolicki.
 
 Byl to Kosciol bardziej chlopski niz na zachodzie Europy, a zatem
 latwo ulegal pokusie ksenofobii, co tym bardziej wydawalo sie
 oczywiste, a moze nawet nieuniknione, ze katolicyzm odgrywal role
 twierdzy polskosci, oblezonej przez luteranskie Prusy i
 prawoslawna Rosje.
 
 A zatem to tylko polskie bylo, co bylo katolickie.
 
 Tak wiec Zyd nie mogl byc polski z samej natury rzeczy.
 
 Stawal sie coraz bardziej obcy i wrogi.
 
 Na domiar zlego, caly owczesny Kosciol glosil wtedy z uporem i
 nienawiscia, ze Zyd wyparl sie Boga i zamordowal Pana Jezusa.
 
 Tak wiec Polacy w XX wieku weszli w epoke Holocaustu z garbem
 rozpaczliwej i chorej przeszlosci, ktora byla nastepstwem niewoli,
 ciemnoty ludu oraz bledow doktrynalnych owczesnego katolicyzmu.
 
 
 
 (V) Polacy byli przez piec lat nieustannie przesladowani,
 upokarzani, ponizani, zabijani, dreczeni, i zyli w aurze wielkiego
 leku.
 
 Absurdalny jest oczywiscie poglad, jakoby Polacy byli przez
 hitlerowcow traktowani tak samo jak Zydzi.
 
 Zydzi byli bowiem skazani na smierc z przyczyny swego zydostwa i
 nic nie moglo temu zapobiec.
 
 Niemcy wobec Zydow zadnych zadan nie wysuwali, a jesli tak
 czynili, mialo to cel obludny, bo sluzylo uspieniu zydowskiej
 czujnosci w obliczu nieuniknionej zaglady.
 
 W tym sensie sytuacja Polakow byla zupelnie inna.
 
 Bylismy przesladowani, poniewaz Niemcy chcieli na nas wymusic
 uleglosc i posluszenstwo.
 
 Gdy Polak role te przyjmowal, mial znaczna szanse przezycia.
 
 Planowo dziesiatkowani byli Polacy, ktorzy nalezeli do warstw
 kierowniczych narodu, a zatem ludzie wyksztalceni, albo ci, ktorzy
 prowadzili walke z okupantem.
 
 Ocena w tej kwestii nalezala oczywiscie do Niemcow, zdarzalo sie
 wiec dosc czesto, ze ofiarami przesladowan stawali sie ludzie,
 ktorzy przeciw okupantom wcale nie dzialali.
 
 Terror wobec nas mial charakter selektywny, Niemcy wcale nie
 zamierzali wszystkich Polakow zgladzic, nie lezalo to w ich
 interesie.
 
 Na tym wlasnie polegala fundamentalna roznica pomiedzy zydowskim
 i polskim losem czasow wojny, ze Zydzi mieli zostac wytepieni bez
 zadnych wyjatkow, a Polacy mieli byc zniewoleni.
 
 Przez cala wojne Niemcy sie tej koncepcji trzymali.
 
 Wlasnie dlatego Zydzi i Polacy umierali oddzielnie.
 
 Lecz dla Polakow, ktorzy wojne przezyli, zapamietali i do dzis
 ja w kosciach nosza, trwalo to przez piec lat, w warunkach
 zastraszenia, terroru, walki, w klimacie narodowej kleski
 i wciaz nowej zaloby po tych, ktorzy kazdego dnia gineli.
 
 Polska tamtych lat pelna byla rozpaczy, gniewu, upokorzenia i
 poczucia coraz dotkliwszego osamotnienia.
 
 I taka pozostala w legendzie po dzis dzien.
 
 Czlowiek jest wrazliwy nade wszystko na swoj wlasny los.
 
 Kiedy sie oplakuje umarlych, to oplakuje sie najblizszych.
 
 Polacy mieli bardzo wielu swoich, ktorych chcieli i powinni
 oplakiwac.
 
 Moze takze z tej przyczyny nie starczylo polskich lez na
 oplakiwanie ofiar Holocaustu?
 
 Co wiecej, w tamtych czasach wystepowal fenomen emocjonalny, ktory
 dzis wydawac sie moze czyms chorym i trudnym do pojecia, ale po
 glebszym namysle okazuje sie upiornie oczywisty.
 
 To byl mianowicie stan wielkiej ulgi, ze czlowiek jednak nie jest
 Zydem, a zatem nie musi sie obawiac zgladzenia z racji swego
 napletka, ksztaltu nosa, koloru wlosow, spojrzenia, akcentu,
 gestow, calego tego sztafazu, ktory skladal sie wtedy na zydowski
 los.
 
 Polak to byl Polak, mial wszystko w porzadku w spodniach, wiec
 mogl spac spokojnie, dopoki sie nie narazil Niemcom z powodu
 znajomosci laciny albo rachunku rozniczkowego, dopoki nie nosil
 przy sobie broni i nie mial w domu tajnych gazetek, dopoki nie
 sluchal zbyt glosno londynskiego radia albo nie okazywal
 wspolczucia Zydowi.
 
 To byl jakis straszliwy, zdumiewajacy fenomen oddzielnosci i
 obcosci nawet na samej krawedzi przepasci, bo w polskich oczach
 kazdy Zyd mial w sobie zaraze smiertelna, wlokl smierc za soba,
 byla jego cieniem, jego nieuniknionym przeznaczeniem, wiec Polak
 mogl doznawac ulgi, ze oto omija go ostatecznosc, gdyz aniol
 zaglady przeszedl mimo jego drzwi, kiedy znakiem smierci naznaczal
 drzwi jego zydowskiego sasiada.
 
 Tego nie przezyl zaden Francuz i zaden Holender, ktorzy potem, po
 latach, stali sie bardziej swiadomi tragedii Holocaustu nizeli ten
 poraniony, obolaly Polak.
 
 On jeden w calej Europie doznawal w czasach wojny strasznego,
 lecz po ludzku zrozumialego uczucia, ze nie ciazy na nim klatwa
 zydowskiej obcosci.
 
 I moze to takze odegralo role w pozniejszych latach?A kiedy
 wszystko sie skonczylo, ludzie na zachodzie Europy mogli juz zyc
 w swiecie wolnosci, demokracji i swobodnej wymiany mysli, a Polacy
 nadal pozostawali w swiecie zniewolenia.
 
 Niemal natychmiast po ustanowieniu pokoju cale skomplikowane
 doswiadczenie wojny stalo sie przedmiotem politycznej manipulacji
 ze strony imperium sowieckiego i komunistow, sprawujacych wladze
 w Polsce.
 
 Przez cale dziesieciolecia byly to niejasne, zagadkowe,
 propagandowe szarady.
 
 Po czesci mowiono o wojnie prawde, po czesci prawde przemilczano,
 po czesci poslugiwano sie klamstwami i cynicznym falszerstwem.
 
 Nie bylo mowy o swobodnej wymianie pogladow, poniewaz wydarzenia
 wojenne stanowily material propagandowy na uslugach partii.
 
 Wszelka polemika z oficjalnym stanowiskiem wladz byla wykluczona.
 
 Przez dziesiatki lat komunistom ani przez chwile nie chodzilo
 o historyczna prawde na temat wojny, lecz o profity w globalnej
 polityce ZSRR.
 
 W tym ujeciu zaglada Zydow nigdy nie stala sie tym, czym w istocie
 byla, to znaczy zasadniczym problemem moralnym epoki, lecz zawsze
 stanowila tylko element manipulacji w antyniemieckiej, a takze
 antykapitalistycznej kampanii.
 
 Holocaust byl niejako wtopiony w polski krajobraz wojny, byl
 zaledwie czescia wielkiego fresku, na ktorym przedstawiano polskie
 cierpienie i polska walke przeciw Niemcom.
 
 W tym sensie bylo to od poczatku do konca cyniczne falszerstwo
 najwazniejszego wydarzenia w historii XX wieku.
 
 Ale trwalo przez dziesieciolecia i leczylo kompleksy naszej
 poranionej i zbolalej duszy.
 
 
 
 (VI) I oto nagle, niemal z dnia na dzien, okazalo sie w roku
 1968, ze nasz antysemityzm jest wciaz obecny, zywy i agresywny.
 
 Demonstrowali ten antysemityzm takze ludzie z AK.
 
 Wielu sposrod nich murem stanelo za Moczarem, "naszym kochanym
 kolega - partyzantem", jak pisal general Radoslaw, jeden z
 legendarnych dowodcow AK, bohater Powstania Warszawskiego.
 
 I doprawdy trudno bylo wtedy pojac tych ludzi, bo przeciez
 swiadomie wystepowali przeciw polskiej elicie intelektualnej,
 jedynej, ktora bronila godnosci kraju, i opowiadali sie halasliwie
 za partyjna dyktatura.
 
 Wystepowali przeciw pisarzom, artystom, uczonym, studentom,
 przeciw calej niepodleglosciowej, demokratycznej tradycji
 inteligencji polskiej i bratali sie ochoczo z ludzmi bezpieki,
 byle tylko ulzyc swym fobiom, resentymentom, a czasem
 najzwyklejszej ciasnocie umyslowej.
 
 Ale mysle, ze calkiem banalne wytlumaczenie tego fenomenu jest
 najblizsze prawdy.
 
 Nie ulega kwestii, ze ludzie z AK, z Radoslawem na czele, byli
 ofiarami stalinizmu.
 
 W klimacie, jaki panowal po przelomie pazdziernikowym, szukali
 jakiegos zadoscuczynienia, ktore im sie przeciez nalezalo.
 
 Moczar umiejetnie wykorzystal ten stan umyslow.
 
 Ludzie pokroju Radoslawa dali sie nabrac na frazeologie owczesnej
 bezpieki, ze ona jest antystalinowska, antysowiecka i
 patriotyczna.
 
 W swietle tych pozornie zdumiewajacych faktow Marzec nabiera
 nowych znaczen.
 
 Staje sie niezmiernie ciekawym psychologicznym przypadkiem
 pojednania ofiar i katow na gruncie kompletnie falszywych
 przeslanek, przy czym wszyscy lub niemal wszyscy aktorzy tego
 dramatu wiedza, ze uczestnicza w klamstwie, ale to klamstwo jest
 dla nich rodzajem katharsis.
 
 Marzec stanowi tez koronny dowod, ze nawet niektorzy ludzie w
 walce o niepodleglosc bardzo doswiadczeni, zolnierze AK, dzialacze
 podziemia, wiezniowie okresu stalinowskiego, bojowi antykomunisci,
 w rozmaitych powojennych okresach wiazali sie jednak z wladza
 komunistyczna, czasem nawet zarliwie, bo to im dawalo szanse
 jakiegos przymierza z wlasnym losem, pogodzenia sie z wlasna
 kleska czy chocby przezycia chwili slodkiego, uskrzydlajacego
 oszustwa.
 
 W tym sensie okres wladzy komunistycznej w Polsce to nie tylko
 historia polityczna, ale takze dzieje pewnej przestrzeni duchowej,
 calkiem innej nizeli ta, ktora dzis tak latwo sie potepia.
 
 Trzeba tez powiedziec, zreszta bez szczegolnego zdumienia, ze w
 Marcu i przez dlugie lata po Marcu duchowienstwo nasze nie
 odezwalo sie slowem potepienia, a owczesne milczenie biskupow bylo
 wymowne, bo w oczach spoleczenstwa oznaczalo, ze Kosciol toleruje
 antysemickie praktyki partii.
 
 Kardynal Wyszynski bronil bitych i przesladowanych studentow, ale
 nie potepil antysemitow.
 
 Dzisiaj, z perspektywy 30 lat i tych wielkich przemian, jakie w
 Kosciele nastapily, szczegolnie pod wplywem pontyfikatu Jana Pawla
 II, duchowienstwo nasze nie powinno chyba milczec w kwestii
 tamtego milczenia.
 
 Marzec to byla dla Polski hanba.
 
 Na kazdym kroku mozna bylo wtedy spotkac udrapowanych w
 bialo-czerwony patos, rzekomych obroncow honoru narodowego.
 
 Wlasnie wtedy zaczeli gadac te same klamstwa, glupstwa i
 falszerstwa, ktore z uporem do dzis powtarzaja.
 
 Jest bardzo znamienne, ze ludzie PAX-u, z Piaseckim na czele,
 a takze dawni zwolennicy endecji, jak np.
 
 Teofil Syga czy Klaudiusz Hrabyk, jednoznacznie popierali
 dzialania Moczara, podczas gdy Kazimierz Moczarski, ktory w
 czasach Stalina siedzial w celi smierci, a w roku 1968 byl czynnym
 i powszechnie szanowanym dziennikarzem, calym swym autorytetem
 osobistym przeciwstawial sie antysemickiej awanturze.
 
 
 
 (VII) Antysemityzm byl zawsze w historii swiadectwem glupoty i
 ciemnoty ludzkiej, nastepstwem spolecznej frustracji i upodlenia.
 
 Ale w drugiej polowie XX wieku stanowi cos wiecej - jest dowodem
 moralnego upadku.
 
 Przed wojna, a zatem przed Zaglada, pokrzykiwania naszej
 radykalnej, narodowej prawicy, ze Zydow trzeba wyslac na
 Madagaskar, byly dowodem politycznego zglupienia i lobuzerki,
 niczym wiecej.
 
 Po Zagladzie kazdy, nawet najdrobniejszy akt antysemityzmu,
 wszelka wrogosc wobec Zydow powinny byc sadzone jak przestepstwo.
 
 Marzec dlatego byl tak haniebny i w Polske wymierzony, poniewaz od
 tamtego czasu swiat duzo surowiej nas ocenia, stawia nam bardziej
 rygorystyczne wymagania w sensie politycznym i moralnym.
 
 Ludzie w Polsce dziwia sie czesto, a nawet oburzaja na te pozorna
 stronniczosc i niesprawiedliwosc.
 
 Wielu Polakow irytuje i zniecheca do Zachodu fakt, ze mamy tam
 kiepska opinie, ze sie nas ciagle uwaza za niepoprawnych
 antysemitow, ze wciaz pod naszym adresem wysuwa sie rozmaite
 zarzuty, obawy i watpliwosci, podczas gdy innym wcale sie tak
 czujnie i krytycznie nie patrzy na rece.
 
 A przeciez inni, nade wszystko Niemcy, bardziej wobec Zydow
 zawinili.
 
 Z pozoru to jest rozumowanie uprawnione i brzmi dosc sensownie.
 
 Ale wynika z falszywych przeslanek.
 
 Jesli opinia publiczna na Zachodzie wciaz zywi do nas zal i
 wytacza rozmaite oskarzenia, to wcale nie idzie jej o zapewnienie
 jakiejs szczegolnej ochrony Zydom.
 
 Sadze, ze wspolczesnemu swiatu idzie o sprawy duzo glebsze i
 bardziej zasadnicze, a mianowicie o moralne oblicze wspolczesnej
 cywilizacji.
 
 To jest problem dla Europy i Ameryki fundamentalny.
 
 Kosciol ostatnio coraz czesciej mowi slowa, ktore u nas dla wielu
 brzmia jak herezja i prowokacja, ze "kto spotyka Jezusa, ten
 spotyka judaizm".
 
 Ale Kosciol mowi to dosc pozno i jeszcze bardzo cichutko.
 
 A o tym trzeba w Polsce nieustannie krzyczec, bo tu jest przeciez
 najwiekszy cmentarz zydowski na swiecie, tu zyla najliczniejsza
 zydowska diaspora, tu wreszcie dokonala sie niemieckimi rekami
 zaglada Zydow Europy.
 
 A po latach, jakie od wojny minely, coraz bardziej oczywisty staje
 sie fakt, ze zaglada Zydow jest moralna i psychologiczna cezura
 dla wspolczesnego chrzescijanstwa.
 
 Bo oto chrzescijanie, demonstracyjnie wyrzekajac sie swego Boga,
 usilowali w sposob planowy wymordowac narod przez Boga wybrany.
 
 Chrystus mowi w Ewangelii: "Zostalem poslany do Izraela".
 
 W XX stuleciu ludzie europejskiej cywilizacji chrzescijanskiej
 poslali lud Izraela do gazu.
 
 Dla buddystow doswiadczenie Zaglady moze byc, z punktu widzenia
 przezycia religijnego, obojetne.
 
 Dla chrzescijan staje sie od pewnego czasu najbolesniejszym
 dylematem wiary, a takze ciezarem, jaki dzwigac musi odtad cala
 europejska cywilizacja, ktora na fundamencie tej wiary zostala
 zbudowana.
 
 W ten oto sposob wspolczesna przestrzen duchowa Europy i Ameryki
 wyznacza w ogromnym stopniu stosunek do Holocaustu.
 
 I o to glownie chodzi, kiedy Europa i Ameryka stawiaja nam dzisiaj
 zarzut antysemityzmu.
 
 Wydarzenia marca í68, a takze antysemickie tendencje, ktore wciaz
 u nas dochodza do glosu, trzeba niestety uznac za dowod, ze
 inaczej niz Amerykanie, Niemcy czy Holendrzy nie przemyslelismy do
 konca zaglady Zydow i nadal nie potrafimy sobie uswiadomic, czym
 sie ona stala w pamieci Europy.
 
 Nie dla Zydow.
 
 Dla wszystkich Europejczykow.
 
 Bo rzecz w tym, ze Zydzi maja prawo pogodzic sie z przeszloscia,
 ale chrzescijanie nie maja tego prawa.
 
 Zydzi moga sobie nawet pozwolic na to, by o Zagladzie zapomniec.
 
 Chrzescijanie nie moga tego uczynic.
 
 
 
 (VIII) Powiedzial mi przed laty pewien kaplan austriacki, ze chyba
 to jest pokutna kara, jaka Bog Izraela zeslal na tych swoich
 wyznawcow, ktorzy najpierw uwierzyli w Jego Syna, a potem Go
 sie wyparli, poniewaz byl Zydem.
 
 Bo nie da sie juz nigdy ukryc i przemilczec, ze Jezus prosto
 z getta pojechal w transporcie do Auschwitz.
 
 A tam poszedl do gazu razem z Tennenbaumem, ktory mial sklep
 z zelazem na ulicy Chlodnej.
 
 Kto tego dzis nie pojmuje, nie ma Boga w sercu.
 
 * Andrzej Szczypiorski - prozaik i publicysta, autor m.in.
 
 powiesci: "Msza za miasto Arras" (1971), "I omineli
    Emaus" (1974),
 "Poczatek" (1986), "Noc, dzien i noc" (1991)
 |